[quote]Dziś dla odmiany nie o Biegu Jońca, ale również o bieganiu, o pasji, o tym że z dzieckiem można wziąć udział w maratonie, choćby miałby się on odbyć u północno-zachodnich wybrzeży Norwegii, na Lofotach. Inspiracja. Niech Was natchnie do działania. Zapraszamy![/quote]
Inspiracja dla Was: Lofoten Maraton
Za kilkanaście minut opuścimy ciepłe pomieszczenia biura zawodów Lofoten Maraton w ratuszu w Leknes. Jako jedyny startujący w maratonie ojciec z synem mam jeszcze dużo do przygotowania przed startem. Zapasowe suche ubrania dla naszej dwójki, termos z gorącą wodą, mleko w proszku, przekąski, zapasowe dętki do wózka, koc, apteczka, napoje. No i pieluchy dla Jonasza.
Uwijam się jak mogę, starając się nadrobić czas, który poświęciłem na rozmowy z przygotowującymi się do biegu zawodnikami. Tam, na zewnątrz, nie będzie już tak miło. Od samego rana ściana deszczu i zaledwie 10 stopni ciepła. Są to, ogólnie rzecz biorąc, dobre warunki do biegania. Choć może nie z 15-miesięcznym dzieckiem w wózku. Jesteśmy przecież na północy Norwegii, za kołem podbiegunowym, gdzie pogoda nie rozpieszcza turystów.
Pojazd dla aktywnych rodziców
Wózek Chariot CX1, w którym zasiada Jonasz, doposażyłem w specjalny pokrowiec przeciwdeszczowy ufundowany przez firmę Dwa plus Dwa z Wrocławia – jedynego przedstawiciela kanadyjskiej firmy Chariot w Polsce. Trzykołowiec Jonasza to idealny produkt dla aktywnych rodziców. Można go używać jako zwykły spacerowy wózek, jogger, przyczepkę do roweru, a po wymianie tylnych kół na płozy – także jako przyczepkę do jazdy na nartach biegowych. Solidna rama wózka pozwala także na umieszczenie na niej 20-kilogramowego plecaka (własny patent). CX1 można w czasie podróży lotniczych rozłożyć na kilka osobnych części i jako bezpłatny, przysługujący dziecku wózek, spakować do specjalnie zaprojektowanej torby.
Dziesiątka z Leknes
Wyruszający w podróż z dzieckiem do Skandynawii rodzic może liczyć na wiele udogodnień. Na lotnisku w Oslo-Gardermoen klienci linii SAS mogą korzystać z darmowych wózków dziecięcych. Podczas rejsów statkami Hurtigruten do dyspozycji są bawialnie i przebieralnie / toalety, wyposażone w świeże ręczniki i wygodną kanapę. Podróżując na trasie Oslo – Bodø – Leknes – Bodø – Oslo, spotkałem się z wielką serdecznością, zarówno ze strony personelu przewoźników, jak i samych współpasażerów.
Kameralność Lofoten Maraton w Leknes podkreśla liczba uczestników tego biegu: jest nas dokładnie dziesięć osób z Jonaszem, stojących teraz w padającym bez litości deszczu. Organizator zawodów, zerkając na wózek i zasiadające w nim dziecko, tłumaczy, że rozpoczniemy bieg bez wystrzału startera, tak aby nie wystraszyć malucha. Skandynawia i jej mieszkańcy kolejny raz okazują się przychylni dzieciom. Mamy jeszcze chwilkę czasu, aby wzajemnie uścisnąć sobie dłonie i życzyć udanego biegu. Wielkie miejskie maratony, gromadzące tysiące startujących, nie dają oczywiście takiej możliwości. W mężczyźnie ubranym w okazjonalną koszulkę, przygotowaną specjalnie na występ w Leknes, rozpoznaję uśmiechniętego od ucha do ucha Jochena Liedtke z Berlina. Za chwilę ruszymy i każdy pobiegnie w swoim tempie.
Maraton z wózkiem
Już! Opuszczamy miasteczko, biegnąc drogą przecinającą fiordy. Towarzyszy nam jeden z Norwegów, wspierający uczestników na rowerze. Poprawiam elementy wyposażenia wózka i powoli odprowadzam wzrokiem innych uczestników biegu, którzy bez dodatkowego obciążenia powoli zaczynają znikać poza horyzontem. Pozostaje tylko Turid Veggeland mieszkająca w norweskim Skien, a teraz zmagająca się z trudem jej 82. maratonu w życiu. Wspólnie pokonujemy pierwsze 15 kilometrów.
Trasa Lofoten Maraton to podwójna pętla na wąskich drogach w pobliżu Leknes. Wyjątkowo mocny deszcz uprzykrza radość czerpaną z biegu. Kiedy podbiegamy pod 600-metrowe wzniesienie, chmury są już tak nisko, że ograniczają widoczność. Wokół pojawiają się owieczki, których znaczna część schowała się pod nawisem skalnym. Kolejny odcinek maratonu prowadzi drogą szutrową, która teraz odprowadza wodę spływającą z wyżej położonych terenów.
Jonasz, po drzemce trwającej zdecydowanie za krótko, zaczyna marudzić. To chyba ze względu na przeciwdeszczowy pokrowiec, który teraz zaparował i zdecydowanie ogranicza widoczność. Kolejne trzy kilometry pokonuję, dając Jonaszowi coś do zabawy. Jednak maluch szybko daje do zrozumienia, że nie jest zbyt szczęśliwy w sytuacji, w której się znalazł. Zatrzymujemy się na krótki postój. Przygotowuję dziecku coś ciepłego, chroniąc się pod zadaszeniem. Mijają kolejne minuty – już wiem, że tym razem nie uda się nam ukończyć pełnego maratonu.
Po 30-minutowej przerwie Jonasz wraca do wózka i ponownie ruszamy. Spotykamy teraz prowadzącego w maratonie Portugalczyka Jokoba Yacoby (tegoroczny zwycięzca maratonu z czasem 2:46:46), który – dublując nas – jest już na drugim okrążeniu. Ze względu na nieustający deszcz i konieczność częściowego odsłonięcia pokrowca przeciwdeszczowego, podejmuję decyzję o zakończeniu udziału w biegu po pierwszej pętli, na 21 kilometrze, z czasem 2:57:44.
Wyprawy ciąg dalszy
Kolejny dzień na Lofotach przynosi zupełne zaskoczenie. Zaledwie kilkanaście godzin po zakończonej deszczowej imprezie w Leknes niebo staje się wolne od ciężkawych, szaroburych chmur, a wody fiordów odbijają teraz ogrom blasku słonecznego światła. Pożyczam rower od zaprzyjaźnionego Polaka mieszkającego w Storfjorden (miejsce lokalizacji klasztoru polskich cystersów) i ruszam drogą nr 815 ku północy, do pięknie położonego kempingu w Brustrandzie. Oczywiście towarzyszy mi Jonasz, tym razem siedzący w przyczepce zmontowanej z Chariota, połączonej z rowerem za pomocą specjalnego dyszla. Uroki krajobrazów oczarowują nas obu. W ciągu godziny docieramy do wyznaczonego celu, gdzie spotykamy inny duet rowerowy (australijsko-holenderski), także przecierający oczy ze zdziwienia na widok błękitu nieba.
Brustranda to przepięknie położone miejsce, gdzie można wynająć drewniany dwuosobowy domek hytte za około 450 NOK za noc. Podróżując pod koniec sierpnia, na Lofotach można spodziewać się niższych kosztów noclegowych niż podczas pełni sezonu wakacyjnego. Podobny domek na kempingu w Bodøsjøen w Bodø kosztuje 250-350 NOK, a nocleg w zabudowaniach klasztornych w Storfjorden – 150 NOK od osoby
Aktywni Rodzice
Już w trakcie drogi powrotnej w kierunku Leknes moją uwagę przykuwają rozsławieni w świecie polscy zbieracze borówek norweskich, którzy jak kozice górskie penetrują skaliste zbocza Rolvsfjorden. Widok ten wymusza wręcz małą przerwę w pedałowaniu. Po chwili nasze buzie są wysmarowane fioletem pochodzącym z jedzonych wprost z krzaków owoców.
Pięciodniową męską wyprawę na Lofoty w ramach projektu „Aktywni Rodzice – Parents on the go” dedykuję mojej drogiej małżonce, dziękując jej za wiarę w ojcowskie możliwości. Jonasz to dzielny maluch, akceptujący zmiany i bycie w ruchu – urodzony podróżnik. Sprawdził się na Północy.
Artur Skuratowicz
* Autor artykułu – Artur Skuratowicz – jest absolwentem Wydziału Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i miłośnikiem biegów długodystansowych oraz turystyki sportowej. Więcej informacji o jego projekcie Aktywni Rodzice znajduje się na Facebooku (strona: Aktywni Rodzice – Parents on the Go).
Dziękujemy autorowi tekstu i zdjęć panu Arturowi Skuratowiczowi i panu Marcinowi Jakubowskiemu, redaktorowi magazynu o Skandynawii ZEW PÓŁNOCY za udostępnienie artykułu. Pozdrawiamy.