A

Początki dobrych i wielkich dzieł zazwyczaj bywają trudne, a ich twórcy napotykają na wiele przeszkód. Z drugiej strony dobrym dziełom zwykle pomagają dobrzy ludzie. W organizowaniu Międzynarodowej Parafiady Dzieci i Młodzieży od samego początku pomagali i nadal to robią oddani współpracownicy oraz wolontariusze. Skąd się biorą? Jak wygląda ich zaangażowanie i praca? Prezentujemy kolejne fragmenty rozmów przeprowadzonych w lipcu 2014 roku w Warszawie.

Janusz Podwika, czyli wychowawca i nie z przypadku komendant miasteczka parafiadowego

podwika– Januszu, od wielu lat zawsze w lipcu stajesz się komendantem miasteczka parafiadowego. To ważne i odpowiedzialne zadanie. Opowiedz, proszę, jak to się zaczęło.
– Po raz pierwszy przyjechałem na parafiadę w roku 1994, a była to szósta parafiada,  miałem pełnić funkcję opiekuna drużyny koszykarzy, którzy reprezentowali liceum pijarskie w Krakowie. Tak się jednak złożyło, że ojciec Joniec potrzebował komendanta miasteczka parafiadowego… I przypadkowy wybór padł na mnie. Ale tamta parafiada i sytuacja, jaka wtedy zaistniała, z tym, co jest dzisiaj zupełnie nie można porównywać, chociaż idea pozostała taka sama.

– Widząc Twoją pracę i zaangażowanie, uważam, że wybór ojca Józefa to nie przypadek 🙂 1994 r. to były początki parafiady. Jak z Twojej perspektywy to wyglądało?
– Miasteczko parafiadowe co roku budowało wtedy wojsko…Przywoziło specjalne wojskowe namioty, w których mieli mieszkać uczestnicy. Akurat tamta parafiada była o tyle pechowa, że wojsko w ostatniej chwili wycofało się z tego zadania. Przywieźli wprawdzie namioty, ale bez podłóg i bez łóżek. Początkowo dochodziło do takich sytuacji, że ściągaliśmy tropiki z namiotów i rozkładaliśmy, żeby ludzie nie spali na gołej ziemi. Dopiero w drugim czy trzecim dniu udało się ojcu Józefowi załatwić od harcerzy łóżka, a my je przetransportowaliśmy.

– To znaczy Ty ze swoją drużyną?
– Moi koszykarze – zamiast być uczestnikami, stali się organizatorami, bo to z nimi jeździłem po łóżka, które potem rozkładaliśmy. Pełnili oni także rolę mojej przybocznej gwardii, bo na parafiadzie wówczas nie było żadnej ochrony ani policji. Musieliśmy zadbać o bezpieczeństwo w miasteczku parafiadowym. Dla mnie było to osiem dni wyjętych z życiorysu. Prawie nie spałem, stale żyłem w niepokoju, czy jacyś kibole się tu nie pojawią … Tak to wyglądało wtedy. Później po tych przeżyciach przez ponad 10 lat nie było  mnie na parafiadzie. Pojawiłem się na osiemnastej parafiadzie i już zostałem, teraz mija dziewiąty rok. Obecnie to jest już część mojego życia, chociaż myślałem, że to będzie tylko chwila i po jakimś czasie się z tego wycofam. Jednak po śmierci ojca Józefa postanowiłem, że dokąd dam radę, będę to kontynuował.

3

– Na parafiadzie jesteś szefem komendy miasteczka i do pomocy masz grupę kwatermistrzowską….
– Z Krakowa przyjeżdża  grupa chłopaków z liceum pijarskiego, z którymi zawsze współpracuję. Oczywiście ci chłopcy się zmieniają, bo dorastają, zakładają rodziny. Ale przychodzą nowi, wzajemnie się uczą. To zaangażowanie tutaj na parafiadzie znakomicie wychowawczo działa na młodych ludzi: kształtuje charakter, rozwija umiejętności. Zdarza się, że przyjeżdża ktoś pierwszy raz i … Pierwszy dzień jest dla nas najcięższy, bo pracujemy od rana do godzin nocnych przy organizacji miasteczka: trzeba przywieźć sprzęt, rozładować go, rozstawić stalowe płotki. Praca jest ciężka. W tym roku jeden z chłopaków powiedział mi, że on po pierwszym dniu miał dość i chciał stąd wyjechać…

– Niech zgadnę: nie wyjechał?
–  Nie! Przyszedł dzień drugi, trzeci i on powiedział, że na pewno chciałby na następną parafiadę przyjechać.

– Ale przyznasz, że trochę się zmieniło od czasów pierwszych parafiad…
– Obecnie parafiada jest bardzo dobrze zorganizowana. Wszystko funkcjonuje odpowiednio, jest dograne, uporządkowane. Pracują tutaj odpowiednio dobrani ludzie, którzy mają duże doświadczenie w tym, co robią. Z każdej parafiady wyciąga się wnioski. Jeżeli coś nie funkcjonuje, wówczas się to zmienia, poprawia, aby lepiej działało. To jest możliwe przy stałej, niezmieniającej się kadrze organizacyjnej.

– Dziękuję za rozmowę.

F

Irena Chilmanowicz, czyli od uczestniczki do wolontariuszki

chilmanowicz–  Irena, czy pamiętasz w jakich okolicznościach zaczęła się Twoja parafiadowa przygoda?
– Pochodzę z Grodna na Białorusi i z moją reprezentacją po raz pierwszy tutaj przyjechałam na Jubileuszową 20. Parafiadę. Brałam udział w konkursach piosenki oraz w przeglądzie teatrów. Zajęłam wtedy I i II miejsce  i byłam tym naprawdę bardzo zaskoczona 🙂

–  Ile miałaś wtedy lat?
– Dwanaście. A później przyjeżdżałam co roku. W jury konkursów była pani Barbara, która co roku zachęcała mnie, żebym coś poprawiła. Rok w rok przyjeżdżałam, aby pokazać i udowodnić, że się zmieniłam, że jestem lepsza.

–  Parafiada zmobilizowała Cię do rozwoju artystycznego?
–  Nie tylko artystycznego, ale duchowego również. Na parafiadzie w filarze świątyni podoba mi się to, że nikt nas do różnych proponowanych nam rzeczy nie zmusza, mamy możliwość wyboru: możesz iść na mszę świętą, na adorację, na jutrznię, ale nie musisz. Jednak idziesz, bo wiesz, że warto, wiesz, że coś tracisz, jeśli nie pójdziesz.

1
– W tym roku jesteś wolontariuszką, pracujesz w kawiarence. Podoba Ci się taka odmiana?
– Bardzo! Codziennie ktoś przychodzi, są już stali goście, przychodzą też nowi. Zawieram nowe znajomości, poznaję ludzi, jest wiele wrażeń, emocji… Ponadto każdego wieczoru pojawiają się ciekawi zaproszeni goście, którzy spotykają się z parafiadowiczami, dzięki nim każdy wieczór na parafiadzie jest inny. Tutaj zawsze możesz przez osiem dni odpocząć duchowo, fizycznie, możesz śpiewać, tańczyć, brać udział w sporcie, możesz się pomodlić, po prostu robisz to, co chcesz i lubisz, jest duża różnorodność, wybór, masz wolność.

– Czy przyjedziesz na parafiadę w przyszłym roku?
– No oczywiście 🙂 I nie ma różnicy, co będę robić jako wolontariuszka. Zawsze jest mi tutaj dobrze, panuje rodzinna atmosfera między organizatorami. Nie chcę się rozstawać z parafiadą. Żyję nią, czekam na ten tydzień i tak się on szybko kończy, że mammamia….

– W takim razie do zobaczenia w przyszłym roku 🙂 I dziękuję za rozmowę.

 B

Grzegorz Staszewski, czyli wychowawca z misją

staszewsk– Witaj Grzegorzu, chciałabym Ci zadać pytanie: co myślisz o parafiadowych wolontariuszach?
– Parafiada to bardzo duże przedsięwzięcie. Wielka impreza odbywająca się i na obiektach SGGW, i na stadionie AWF-u, pełno ludzi dobrej woli, wielka liczba wolontariuszy, którzy chcą służyć, zarówno młodych, jak i starszych. Nie spotkałem się nigdy z sytuacją, żeby ktoś z wolontariuszy okazał zdenerwowanie nawet pod koniec dnia, gdy się podchodzi będąc setnym człowiekiem, który pyta o to samo. Za każdym razem można uzyskać spokojną rzeczową odpowiedź, zainteresowanie i pomoc.

– Przyjeżdżasz na parafiady od wielu lat, prawda?
– Tak, od 2007 r.

– Jesteś nauczycielem WFu, wychowawcą i przywozisz młodzież ze swojej szkoły…
– Cieszy mnie to, że parafiada łączy losy kilku pokoleń. Na parafiadę miałem niejeden raz możliwość przywieźć młodych, których rodzice są moimi wcześniejszymi absolwentami. Rodzice wiedząc, jakie wartości są cenne i ważne w życiu, chętnie pozwalają swoim dzieciom na wyjazd, bo na parafiadzie spotyka się ogrom ludzi z Polski i spoza Polski, którzy wyznają te same wartości, czyli pracę nad swoim duchem, pracę nad umysłem i rozwój aktywny swojego ciała. Ci ludzie- uczestnicy, opiekunowie, organizatorzy, księża- tutaj spotykają się i wzajemnie umacniają swoją obecnością. Staram się młodym moim podopiecznym pokazać, że warto być odważnym w życiu i że to jest normalnością tak, jak w życiu przyjeżdżających tu tysięcy ludzi, którzy wyznają te same wartości. Pamiętam grupy z Nigerii, pamiętam Włochów, Węgrów, Czechów, Słowaków, w tym roku po raz pierwszy są Niemcy, a od dwóch lat uczestnicy z Uzbekistanu. To jest fascynujące.

4
– Cenisz sobie wartości, jakie przekazuje parafiada. Jaki wpływ ma pobyt tutaj na Twoich uczestników?
– Moi wychowankowie, parafiadowicze to często indywidualności, ale jednak w różnych sytuacjach potrafią stworzyć zespół. Potrafią udźwignąć cały niełatwy dzień parafiadowy, który przecież zaczyna się o 6.30, a kończy nawet o północy. Po różnych intensywnych zajęciach, zawodach chciałoby się odpocząć, a tu trzeba wstać, aby pograć z kolegami w piłkę, albo pomóc w czymś w kwatermistrzostwie czy komuś innemu… Ci młodzi ludzie potrafią się przemóc.

– Swoiste ćwiczenie charakteru?
– Właśnie tak na to patrzę. Często moim podopiecznym powtarzam, że jeżeli będziesz zawsze stawiał krok więcej niż możesz, to mięśnie same urosną, ale umysł tym wszystkim kieruje, a taki duch będzie, że gdyby cokolwiek się działo wokół nas, to będziesz gotowy podjąć nawet największe wyzwania. Tak, jak nasza historia pokazuje pokolenia młodych ludzi, których już wśród nas nie ma, ale jak mieli stanąć do walki, niekoniecznie z bronią w ręku, ale pokazać, udowodnić, naprężyć pierś, to po prostu to czynili bez lęku.

– Bardzo Ci dziękuję za rozmowę i życzę wytrwałości Twojemu zespołowi.

E

o. Tomasz Olczak SP, prezes Stowarzyszenia Parafiada

olczak– Praca i zaangażowanie wolontariuszy to wynik dwudziestu sześciu lat doświadczeń i wielkie bogactwo parafiady. Na pewno napawa to Ojca optymizmem, prawda?
– Parafiada jest ogromnym przedsięwzięciem możliwym do zorganizowania tylko dzięki ludziom, którzy chcą się zaangażować i zrobić coś wartościowego dla dzieci i młodzieży. Są to wolontariusze i liczni odpowiedzialni współpracownicy, którzy znają się dobrze na zadaniach im powierzonych.

– Ilu jest w tym roku wolontariuszy i skąd się wzięli?
– Pomaga nam ponad stu wolontariuszy i wielu z nich było wcześniej uczestnikami parafiady. To jest właśnie owoc parafiadowej triady, że młody człowiek tutaj może się rozwijać, wzrastać w wartościach i uczy się dawać coś z siebie bezinteresownie innym. Wolontariusze podejmują konkretną, często bardzo ciężką pracę.

6
Przykładem jest grupa kwatermistrzowska, którą przywozi z Krakowa p. Janusz. Jako nauczyciel pracuje z tymi chłopakami cały rok w szkole. Obserwuje ich i następnie wybiera, a oni przyjazd na parafiadę traktują jako nagrodę i nobilitację. Do pomocy na parafiadzie potrzebujemy dużej liczby wolontariuszy, ale nie trzeba młodych ludzi jakoś szczególnie mocno zachęcać. Często się zdarza, że wolontariusze przyjeżdżają i włączają się, bo zostali zachęceni przez kolegów. Przyjeżdżają pierwszy raz i po prostu wsiąkają. Potem pomagają nam przez kolejne edycje. Tak właśnie działa Parafiada 🙂

– Bóg zapłać za rozmowę.

C

Maria Kujel, która przyjechała na miesiąc, a została na … 20 lat

kujel– Słyszałam Mario, że pierwsze spotkanie z parafiadą to była Twoja wakacyjna przygoda?
– Ha, ha, można tak powiedzieć. Było to 20 lat temu. Przyjechałam z wschodnich kresów polskich, z grodzieńszczyzny na studia do Polski w ramach stypendium rządu polskiego. Chciałam część moich wakacji spędzić wśród Polaków, aby doskonalić język polski. Tak się złożyło, że przez znajomych ludzi w Polsce trafiłam na Siekierki i poznałam ojca Józefa Jońca. Ojciec mnie zachęcił do pomocy jako wolontariuszka przy organizacji parafiady. Trzy tygodnie parafiadowego wolontariatu szybko minęły. Zostałam wtedy poproszona przez ojca Józefa, abym pozostała do pomocy jeszcze przez kolejny miesiąc. I tak zostałam na kolejne… 20 lat

– Chyba to nie był przypadek, że spotkałaś ojca Józefa na swojej drodze…
– Też tak myślę. Obecnie nie wyobrażam sobie już życia bez parafiady.

2
– Podobno wielu młodych przyjeżdża na parafiadę w roli uczestnika, a potem, gdy już nie mogą startować i tak przyjeżdżają, żeby pomóc.
– Właśnie przed chwilą rozmawiałam z chłopakiem z Ukrainy, który jeszcze jest uczestnikiem w tym roku, ale bardzo mnie prosił i pytał, czy za rok mógłby przyjechać jako wolontariusz… Zawsze im bliżej terminu parafiady, tym więcej młodych dzwoni, pisze do nas i z Polski, i zza granicy z pytaniem, czy jest potrzeba pomocy i czy mogą się zaangażować. Zależy im, żeby dostać zadanie. Z wielką chęcią przyjeżdżają, chcą pomagać, ale też być ze sobą, bo jest dla nich ważne spotkanie z drugim człowiekiem, to ich łączy. Jestem przekonana, że parafiada jest propozycją dla młodzieży na te czasy.

– Patrzysz z optymizmem na młodzież?
– Przecież młodzież będzie taka, jak my dorośli nią pokierujemy. Ja widzę w młodzieży wiele nadziei i miłości. Młodzi tylko potrzebują, żeby z nimi być, żeby ich słuchać i kochać. I także dawać świadectwo i wiele dobrego przykładu. Kiedy patrzę na młodych na parafiadzie i czasem słyszę narzekania na tę „dzisiejszą młodzież”, to nie zgadzam się z tymi opiniami. Właśnie tu widać, jak młodzi podejmują różne zadania, jak się zachowują, nawet podpowiadają nam…

– Podpowiadają?
– Tak. Trzeba, tylko posłuchać i mądrze te podpowiedzi wykorzystać, aby coś wartościowego dla nich robić.

– Dziękuję Ci za rozmowę.

D

5

G

Wywiady przeprowadziła Grażyna Gulczyńska

Fotografie: M. Smulski, W. Sazonik, M. Bareja, G. Gulczyńska


Najnowsze na blogu